Recenzja filmu

E=mc² (2002)
Olaf Lubaszenko
Olaf Lubaszenko
Cezary Pazura

Czasem trzeba ruszyć bańką...

Kiedy ponad rok temu Olaf Lubaszenko ogłosił, że rozpoczyna prace nad nową komedią gangsterską, w której główną rolę zagra Cezary Pazura, reakcje większości miłośników kina były podobne - wszyscy
Kiedy ponad rok temu Olaf Lubaszenko ogłosił, że rozpoczyna prace nad nową komedią gangsterską, w której główną rolę zagra Cezary Pazura, reakcje większości miłośników kina były podobne - wszyscy wyrokowali, że Lubaszenko się skończył, a realizacja trzeciej z rzędu komedii sensacyjnej niechybnie oznacza upadek artysty. Niedługo później w mediach pojawiła się plotka, jakoby w "E=mc²" mieli wystąpić Manuela Michalak i Piotr Lato, bohaterowie 1. edycji "Wielkiego Brata". Ta nieprawdziwa, jak się okazało, sensacja sprawiła, że wielu miłośników X muzy uznało komedię Lubaszenki za czystą "komerchę" i wszem wobec głosiła, że do kina się na nią nie wybierze.
"Straciłam właśnie wiarę w polskie kino nędza, nędza, nędza (...). Nie muszę chodzić do kina, są frajerzy to się ich skubie, kasa ważniejsza niż honor" - pisała wtedy Yolk na jednej z list dyskusyjnych na Filmwebie. Teraz "E=mc²" wchodzi na nasze ekrany i okazuje się, że wszelkie wcześniejsze obawy były zupełnie bezpodstawne. Po bardzo przeciętnym "Poranku kojota" Olaf Lubaszenko zaprezentował nam bowiem zabawną, inteligentną i bardzo dobrze zagraną komedię, która powinna spodobać się każdemu. Fabuła filmu toczy się wokół losów dwóch mężczyzn - Makaa, filozofa, wykładowcy na Uniwersytecie Warszawskim, który do uczelnianej pensji dorabia, pisząc prace magisterskie za pieniądze, oraz Ramzesa, warszawskiego gangstera z ambicjami. Obaj panowie poznają się dzięki pięknej Stelli, jednej z klientek Makaa, która okazuje się dziewczyną Ramzesa. Sytuacja komplikuje się z chwilą, kiedy gangster składa skromnemu wykładowcy propozycję nie do odrzucenia - Maks ma pomóc mu napisać i obronić pracę doktorską z filozofii.
"E=mc²" jest pierwszym sfilmowanym scenariuszem w karierze Roberta Mąki i moim zdaniem jest to debiut niezwykle udany. Film ten jest bowiem doskonałym przykładem inteligentnej komedii, która nie bawi nas mimicznymi ewolucjami Czarka Pazury czy ciężkimi jak pancerfaust dowcipami a'la "Yyyreek!!!" bądź "Rób swoje...", a błyskotliwymi dialogami wynikającymi ze zderzenia odmiennych i pochodzących z różnych środowisk bohaterów, którzy w prawdziwym życiu i w takiej sytuacji, jaka została opisana w komedii, nigdy by się nie spotkali. Jak wiadomo, o sukcesie komedii na równi ze scenariuszem decydują aktorzy i w tym przypadku większość z zatrudnionych przy "E=mc²" artystów pokazała klasę. Na największe brawa zasługuje Cezary Pazura, który wreszcie zerwał z wygłupami rodem z "Trzynastego posterunku" i pokazał, że jest wspaniałym aktorem zdolnym rozbawić nas bez "robienia min". Pochwały należą się również Piotrowi Siejce, czyli filmowemu Stefanowi, którego każdemu pojawieniu się na ekranie towarzyszyły wybuchy śmiechu na sali. Nieźle wypadli także Mirosław Zbrojewicz i Olaf Lubaszenko, choć muszę przyznać, że ciągłe obsadzanie tak utalentowanego aktora, jakim jest Zbrojewicz, w rolach gangsterów zaczyna być już nużące. Mojej sympatii nie udało się jedynie zdobyć Agnieszce Włodarczyk, która jest piękną kobietą, ale niestety bardzo złą aktorką, a "E=mc²" tylko to potwierdza. Szkoda, że roli Stelli reżyser nie zdecydował się powierzyć innej artystce, która mogłaby uratować tę słabą w sumie postać.
"E=mc²" jest dowodem na to, że Olaf Lubaszenko to człowiek o ogromnym poczuciu humoru, który nie boi się żartować z siebie i przemycać w swoich filmach dowcipów zrozumiałych dla wybranej grupy widzów. Komedia pełna jest odwołań do wcześniejszych filmów artysty na czele ze słynnym różowym sweterkiem z gruszką, jak również absurdalnych żartów - pojawiający się na kilka sekund Andrzej Mleczko, który zdumionym widzom wygłasza życiową sentencję, czy transwestyta recytujący z przejęciem "jest taki wiatr, co usta kobiety rozchyla, jest taki wiatr...". Nawet denerwujący wielu "product placement" został w tym filmie umieszczony w tak bezpośredni i mało zawoalowany sposób, że w rezultacie nie irytuje, a bawi. Pisząc o "E=mc²", nie sposób nie wspomnieć o ilustrującej obraz muzyce, której autorem jest Jan Borysewicz. Bluesowe kompozycje wpadają w ucho i aż żal, że wydawca nie zdecydował się umieścić ich na oficjalnym soundtracku komedii. Oprócz utworów Borysewicza w filmie pojawiają się także popularne przeboje m.in.: Kasi Kowalskiej, Blenders i Edyty Bartosiewicz.
"E=mc²" to moim zdaniem jedna z największych niespodzianek tego lata. Film, po którym nie oczekiwałem niczego specjalnego, okazał się bardzo dobrą komedią, którą czystym sumieniem mogę polecić każdemu. Oczywiście, zawsze znajdą się malkontenci, ale wydaje mi się, że w tym przypadku będzie ich naprawdę niewielu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones